Artykuł promocyjny Opublikowany przez: Kasia P. 2016-10-05 15:33:39
Autor zdjęcia/źródło: mat. promocyjne @ Teatr Kamienica
Na pewno nie powinno się dzieci wyprowadzać z tego magicznego świata oczarowania magią teatru, ponieważ dzieci chcą w pewne rzeczy wierzyć. Dzieci jednak mają taką zachwycającą podzielność uwagi. Z jednej strony wierzą w zaczarowany świat "Jasia i Małgosi", z drugiej zaś wiedzą, że jesteśmy aktorami. W czasie spektaklu są bardzo pochłonięte historią "Jasia i Małgosi", chcą ostrzec niekiedy krzykami Jasia i Małgosię przed Babą Jagą, ale później bardzo szybko wychodzą z tej konwencji i wiedzą, że to było grane, że jestem aktorką.
Najbardziej zauważyłam, że dzieci lubią sytuacje, kiedy mogą zajrzeć za kulisy, gdy mogą dotknąć scenografię, wejść na scenę. To jest niesamowite u dzieci, że staramy się ich nie oszukiwać, a one bardzo łatwo wchodzą w założoną konwencję. Potrafią rozróżnić, kiedy teatr się zaczyna, a kiedy jesteśmy już po spektaklu. Czy trudno uczyć dzieci teatru? Uważam, że jeśli jesteśmy szczerzy i traktujemy młodego widza z zaangażowaniem oraz na poważnie, to wtedy nie jest to trudne. Zwracajmy się do dzieci jak do partnerów równych sobie, a one w zamian zaczną traktować nas jak przewodnika, trochę jak rodzica, z którym mogą porozmawiać. Często po spektaklu zamieniam się więc w ich starszą siostrę, z którą mogą po prostu mówić o teatrze.
Zacznę od tego, że spektakl to nasza autorska interpretacja „Jasia i Małgosi”. Często ostrzegam, żeby nie rozczarować dziecka i żeby rodzice nie oczekiwali, że przedstawimy bajkę jeden do jednego. Cykl jaki stworzyliśmy z Jackiem Zawadą jako duet JAHA i w ramach którego gramy „Jasia i Małgosię” jest szerokim projektem teatralnym: „Bajki. Twórcze spotkania z wyobraźnią”. W tych przedstawieniach, oprócz przedstawiania historii, chcemy poruszać ważne dla nas i dla dzieci tematy, a też przy okazji zahaczamy o tłumaczenie dzieciom teatru.
Przygotowując „Jasia i Małgosię”, interpretując bajkę i pisząc scenariusz, zastanawialiśmy się co chcielibyśmy przekazać dzieciom, jakie będzie to przesłanie. „Jaś i Małgosia” jest bardzo okrutną bajką, chcieliśmy ją złagodzić, dlatego nie pozwalamy Baby Jagi wrzucić do pieca i chcemy opowiedzieć o tym, że jest to walka z naszymi lękami i strachami. Baba Jaga jest uosobieniem naszego lęku i strachu. Pokazujemy dzieciom, że można sobie z nimi poradzić w innym sposób. Mówimy: „dobrze masz prawo się bać, ale jest też śmiech i wyobraźnia”. Pokazujemy dzieciom, że w małym ciele jest bardzo dużo siły. To też jest bajka o przyjaźni, o tym, że rodzeństwo się wspiera, o tym, że we dwójkę jest raźniej, że można się kochać i sobie pomagać.
Pamiętam, że byłam dzieckiem, które bardzo chciało coś robić. Do tego miałam starszego brata i bardzo potrzebowałam kontaktu z rówieśnikami. Zaczęłam od tańca. To jest taka moja wielka pasja. Pochodzę z Olsztyna. Tam działał zespół "Radość", do którego dołączyłam jako dziewczynka. Potem przez całą szkołę podstawową ten taniec mi towarzyszył i można powiedzieć, że to nie przedstawienie spowodowało, że zechciałam zostać aktorką, ale miłość do tańca właśnie. Niestety dziś niewiele pamiętam przedstawień, ale pamiętam jakie emocje wzbudzał we mnie taniec i to, że mogę się wcielać w kogoś innego tańcząc. Potem drugą taką dla mnie ważną chwilą, były słowa mojej pani dyrektor w przedszkolu. Ja tego nie pamiętam, ale moja mama mi kiedyś powiedziała, że w przedszkolu pani dyrektor zauważyła, że jestem taką odważną dziewczynką i mówiła: „Zobaczysz Haniu, Ty będziesz aktorką”. Odpowiedziałam: „Nie”, bo wtedy chciałam zostać przedszkolanką. I dopiero sobie przypomniałam te słowa pani dyrektorki, kiedy trafiłam do zespołu tańca współczesnego. Wtedy poczułam, że to jest fascynujące… Potem kółko teatralne i zdawanie do szkoły teatralnej… Zatem magia teatru, tańca była takim zapalnikiem, który wzbudził we mnie miłość do teatru.
To jest właśnie niesamowite, że nie mając nigdy młodszego rodzeństwa umiałam znaleźć język, którym docieram do dzieci jako ta starsza siostra. Udało mi się do nich dotrzeć i mówić ich językiem. Jestem starszą siostrą, której sama nigdy nie miałam. Dla mnie samej to jest duże zaskoczenie i wyróżnienie zarazem, że dzieci mnie akceptują, bo to jest bardzo wymagający widz.
Zdecydowanie tak. Zawsze się zastanawiam, czy uwierzą, ale dzieci w cudowny sposób utożsamiają się z postaciami, które grywam. Raz potrafią krzyczeć: „Małgosiu uważaj”, innym razem: „Proszę Pani” i to jest właśnie fantastyczne, że dla nich można być zarówno Panią aktorką, jak i Małgosią z bajki. W świecie dziecka jest tak wiele, tak pojemny jest ten świat. Cały czas żyję, jakbym była postacią z bajki. Uwielbiam takie momenty.
Tak. Interaktywność spektaklu i włączanie do niego naszej małej publiczności wymaga sporej dawki improwizacji i to jest trudna sztuka, ponieważ dzieci bywają bardzo ekspansywne, przekrzykują nas, próbują przeforsować coś i wtedy trzeba być bardzo delikatnym. Dzieci często bardzo chcą wejść na scenę i wtedy trzeba być bardzo czujnym i spontanicznym. Czasem maluchy wskakują do nas na ręce, a czasami się boją. Na pewno trzeba być bardziej uwrażliwionym, żeby nie urazić dzieci, żeby każdy poczuł się ważny.
Ta wrażliwość na pewno związana jest z tym, że takim pierwszym moim recenzentem jest zawsze mój syn Maks. Pamiętam, że to on uczył mnie tej pierwszej uczciwości wobec dzieci. Kiedyś zostaliśmy zaproszeni do jego przedszkola jako Śnieżynka i Mikołaj i długo zastanawiałam się jak oszukać własne dziecko, że jestem Śnieżynką. Powiedziałam mu wtedy, że Śnieżynka zadzwoniła do mnie i poprosiła o zastępstwo. Dzielnie obejrzał nasz spektakl, ale już w domu powiedział : "Mamo, to ty byłaś tą Śnieżynka, prawda? Pamiętam jednak jak trochę podrósł i pojechaliśmy na święta gdzie miał być Mikołaj, mój syn zapytał: „Ale to nie będzie wujek Jacek?”.
Syn mówi mi co jest dobre, zasięgam jego rady. Zawsze mi recenzuje przedstawienie i mówi co było fajne. Jest bardzo dumny, kiedy kolegom się podoba. Dlatego w domu już nie odgrywam żadnych ról. Przez bycie mamą odnajduję potrzeby dziecka empirycznie.
Pamiętam też pomysł na spektakl na podstawie bajek Ezopa. Właściwie pomysł wziął się stąd, że czytałam synkowi bajki Ezopa, które są bardzo pouczające i wielokrotnie wiele rzeczy tłumaczyłam mu za ich pomocą. Zobaczyłam, że to świetnie się sprawdza w wyjaśnianiu świata mojemu dziecku i postanowiłam przenieść to do teatru.
Moim zdaniem bardzo ważne jest, żeby rodzice nie bali się ośmieszenia, żeby potrafili powygłupiać się z dzieckiem. Pamiętam jak poszłam z Maksem na „Małego Księcia” do kina. Mój synek powiedział mi wtedy: 'Wiesz mamo, jestem Ci strasznie wdzięczny, że moi rodzice nie zapomnieli o byciu dzieckiem'. Myślę, że właśnie o to chodzi w teatrze dla dzieci...
Dzieci często jakoś naturalnie lubią też odgrywać różne role. Kiedyś mój synek przyszedł do przedszkola i Pani przedszkolanka wita go: „Cześć Maksiu”, a on na to: „Nie jestem Maksiu. Dzisiaj jestem wilkołakiem”, więc na drugi dzień pani przedszkolanka mówi: „Witaj wilkołaku”, a mój syn już na to: „Ale o co pani chodzi? Jestem Maksiu” (śmiech). Myślę, że taka gotowość na wchodzenia w świat wyobraźni dziecka to jest recepta. Ważne żeby mieć taką elastyczność w sobie.
Wreszcie Teatr może służyć też do nauki dzieciom. Tak jak w przypadku tych bajek Ezopa, o których opowiadałam. Często rodzice mówią: „Ale nie jestem aktorem tak jak Ty! To mi będzie trudno!”. To nie prawda. Nie chodzi o wyjątkowe umiejętności, ale o naszą umiejętność zabawy z dzieckiem. W teatrze każdy bawi się jak potrafi.
Bardzo chciałabym, żeby teatr dla dzieci poprzez to, że dotykamy literatury, która jest klasyką, był też czymś co uczy, ale w prosty sposób, jednocześnie bawiąc dzieci. Żeby był on pretekstem do rozmowy o tym co nas cieszy, co nas smuci. Gdyby teatr był tylko rozrywką to równie dobrze moglibyśmy zabrać dziecko do bawialni z kulkami. Teatr powinien być miejscem, gdzie możemy dzieci zarazić pewną magią. Jeśli podamy teatr w fajny sposób, niemoralizatorski, to wychodząc z teatru możemy złapać dziecko za rączkę i jednocześnie możemy mówić z nim o przyjaźni, o sile miłości, o tym jak ważna jest rodzina.
Dokładnie tak. To powinno być takie wyjście odświętne i dlatego kiedy mamy spektakl: „Imieniny Świętego Mikołaja” zachęcamy dzieci, żeby uczyły się empatii. Kiedy 6-go grudnia Mikołaj rozdał już wszystkim prezenty, a nikt jemu nie dał prezentu, na pewno jest mu smutno. Uczymy dzieci myślenia o drugim człowieku, dlatego zachęcamy do rysowania dla Mikołaja laurek. Pokazujemy, że wartością jest spędzany wspólnie czas, to że do Mikołaja dzieci w ogóle przyszły. Dla mnie zgrozą jest kiedy w teatrze rodzic bawi się komórką. To jest dla mnie niedopuszczalne. Tak jakby sam rodzic zapomniał o głównej wartości, o tym, że wyjście do teatru jest wspólnie spędzonym czasem. Teatr wymaga czegoś wyjątkowego. Dzieci są inaczej ubrane, czują inną atmosferę wyjątkowości. Chcę żeby to było naprawdę święto, ale przez to, że uczestniczę z dzieckiem razem w tym przedstawieniu, a potem wychodząc z teatru, żeby rodzice pytali dziecko, co ono wyniosło z tego spektaklu. Dlatego w spektaklu „Imieniny Świętego Mikołaja” mówimy o tym, że dla Mikołaja najważniejszy nie jest prezent, ale spotkanie z drugim człowiekiem. Chciałabym, aby teatr był miejscem wspólnego spędzania czasu dziecka i rodziców, a wizyta w teatrze swoistym dla nich świętem.
Długo się zastanawiałam, czy ten szybki powrót jest właściwy, ale staram się żeby to wyglądało tak, że w tej chwili mój synek jest z tatą. Wielkie ukłony do mojego męża, że bardzo mi w tym pomaga. Umówiliśmy się w taki sposób, że tata jest zaangażowany i mnie wspiera. Nie wynajmujemy żadnych opiekunek. Staramy się dzielić czasem z dzieckiem i obowiązkami.
Pamiętam jak dużym stresem był dla mnie powrót do pracy przy pierwszym dziecku. Tym razem mniej się stresuję. Pomyślałam sobie, że to nie jest po prostu dobre. Nie ma sensu żeby mamy się tak samobiczowały. Każda z nas ma inną sytuację życiową i akurat mój zawód wymaga bym nie zostawiała sceny na dłużej, zwłaszcza, że tworzę duet teatralny. Staram się być bardzo dobrą mamą, kiedy jestem z synkiem. Stawiam na jakość, a nie ilość. Znajduję umiar i udaje mi się to godzić. Powiedziałabym mamom, żeby nie były zbyt wymagające wobec siebie, bez takiego obciążenia, że muszą teraz 3 lata siedzieć w domu, ale właśnie że można to jakoś pogodzić. Zresztą jak się zostaje drugi raz mamą, ma się więcej tego życiowego luzu i znalezienie tego umiaru jest coraz łatwiejsze.
Za wywiad dziękujemy Pani
Hannie Kochańskiej
O aktorce:
Aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa, producentka własnych przedstawień teatralnych, trener twórczości dziecięcej i emisji głosu. Absolwentka Wydziału Aktorskiego PWST we Wrocławiu ze specjalizacją pantomimiczno-ruchową. Obecnie współpracuje z warszawskimi teatrami: Syrena i Kamienica.
Debiutowała rolą Panny Młodej w „Weselu” w reż. A. Hanuszkiewicza, natomiast na srebrnym ekranie „Balladą o Zakaczawiu” w reż. W. Krzystka. Sympatię małych widzów zdobyła grając w „Magicznym drzewie” A. Maleszki oraz w „Szatanie z siódmej klasy” K. Tarnasa. Jej sukces producencki to spektakl pt.: „PomroCność jasna” w reżyserii P. Nowaka. Kocha grać dla dzieci, najlepszym recenzentem jej ról jest syn Maks.
Kolejne terminy spektaklu "Jaś i Małgosia”:
Zapraszamy też na inne spektakle duetu JaHa: "Imieniny św. Mikołaja", "Calineczka", "Trzewiki szczęścia" i "Zwierzątka Pana Ezopa". Więcej informacji i pełny repertuar na stronie Teatru Kamienica.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.